Rozdział IX



21 dzień, Gwiazda Wieczorna:
Tego dnia ulepszyłam w Jorrvaskr mój ebonowy miecz. Niszcząc należący również do mnie Miecz Lodu, zaklęłam swą ebonową broń w taki sposób, by dodatkowo zadawała obrażenia od mrozu. Z tej okazji nazwałam ją Lodowym Księżycem. Zaklęłam również swoje płytowe rękawice, niszcząc Amulet Savosa Arena. Od tej pory moje rękawice miały mi zwiększać manę tak samo, jak wcześniej czynił to amulet dawnego arcymaga Zimowej Twierdzy.

22 dzień, Gwiazda Wieczorna:
Po raz pierwszy w życiu weszłam do karczmy w Białej Grani. Zwykle ucztowałam w Jorrvaskr wraz z resztą Towarzyszy. Nie miałam żadnej potrzeby, by odwiedzać tutejszą karczmę. Doszłam jednak do wniosku, że skoro spędzam ostatnio tak wiele czasu w Białej Grani, to dobrze będzie zobaczyć chociaż, jak ta karczma od środka wygląda. Początkowo weszłam do budynku z szyldem "Pijany Łowca", myśląc, że to właśnie jest karczma. Zastałam tam Bosmera o długich miedzianych włosach, który zapytał, czy potrzebuję jakiś zapasów łowieckich. Okazało się, że "Pijany Łowca" to sklep, który swoją nazwę zawdzięczał przygodzie właściciela i jego brata, którzy wybrali się na polowanie w mocno nietrzeźwym stanie. Jeden elf postrzelił drugiego, biorąc go za jelenia. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a sklep dostał oryginalną nazwę.
W końcu znalazłam karczmę. Nazywała się "Pod Chorągwianą Klaczą". Znajdowało się w niej sporo pijanych Nordów. Za barem stała młoda Nordka o brązowych włosach.
- Wejdź! - zaprosiła mnie do środka. - Daj znać, jeśli czegoś zapragniesz, albo usiądź przy ogniu, a ja kogoś do ciebie przyślę.
- Jestem Astarte z Cyrodiil - przedstawiłam się.
- Naprawdę? To zaszczyt poznać Ostatnie Smocze Dziecię - Nordka skłoniła przede mną głowę. - Nazywam się Hulda.
W tym momencie podeszła do mnie jakaś stara, niedołężna kobieta i bezceremonialnie chwyciła mnie za dłoń.
- To może opowiem ci o twoim przeznaczeniu, hmm? - zagadnęła mnie. - Liście herbaty, wróżenie z ręki, kryształowa kula... O! A może trepanacja? Ha ha ha!
- Olavo, daj jej spokój! Natychmiast! - zawołała zagniewana Hulda.
Staruszka oddaliła się, śmiejąc się do rozpuku. Wyraźnie widać, że nie wszyscy w Skyrim mnie kochają.
- Jak się żyje pod rządami Gromowładnych? - spytałam Huldę.
- Cóż, strażnicy Gromowładnych piją więcej niż Cesarscy, więc ostatnio więcej zarabiam. Z drugiej strony to banda brutali. Co noc dochodzi do bójki, w której niszczą krzesła albo stoły, więc tak naprawdę niewiele się zmieniło - odpowiedziała barmanka z westchnieniem.
Na środek karczmy wyszedł młody, blondwłosy mężczyzna z lutnią i oświadczył:
- Najpopularniejszy utwór w okolicach. Jeden z pierwszych, które mnie pochłoną. "Ragnar Czerwony".
No i niestety zaczął śpiewać, a właściwie mówić i krzyczeć do rytmu tę obrzydliwą pieśń, znaną jako "Ragnar Czerwony". Nie mogąc tego dłużej słuchać, podeszłam do barda i spytałam przekrzykując jego trele:
- Znasz może jakieś inne utwory?
Młodzieniec przestał śpiewać i grać i spojrzał na mnie.
- Nie podoba się pani ta pieśń? - zapytał.
- Owszem, nie podoba mi się.
Bard przyjrzał mi się uważnie, a następnie nieśmiało zadał mi pytanie:
- Czy pani jest może tą sławną Astarte z Cyrodiil?
- Tak, to ja - odpowiedziałam. - A ciebie jak zwą?
- Mikael - przedstawił się z lekkim ukłonem. - Tutaj, w Białej Grani, doszło do wielkiej bitwy. Była bardzo emocjonująca i muszę napisać kiedyś o niej piosenkę.
- Dobrze, ale teraz zaśpiewaj coś innego, byleby nie "Ragnara."
- Znam jeszcze "Wiek ucisku" i "Opowieść Języków."
- "Opowieść Języków"? Tego jeszcze nie słyszałam.
- Ponieważ to zupełnie nowa pieśń. Zagram ją specjalnie dla ciebie, pani.
Lekko skłoniłam głowę w geście podzięki i usiadłam przy jednym ze stolików. Mikael zaś głośno oświadczył:
- Zapewne to dobra melodia i świetna historia.
Zagrał podniosłą melodię, która przykuła uszy obecnych w karczmie Nordów. Nagle dostrzegłam Redgardkę, która zamiatała za barem podłogę. Była to piękna dziewczyna z krótko ściętymi włosami. Mikael zaś zaczął śpiewać, okropnie przy tym fałszując:
Skrzydłami Alduina
Niebo przysłonięte zostało.
Jego ryk ognistą furią,
Cielsko łuskami zagrało.
Mężowie pierzchali
I walczyli i marli,
Płonęli, krwawili,
Krzycząc gardła zdarli.
Trzeba nam zbawcy,
Wyzwolicieli od tego gniewu,
Bohaterów na polu tej wojny
Wśród krwi rozlewu.
Lecz gdy Alduin wygra,
Człowieka los marny
I dokona się cień
Groźnych skrzydeł czarnych.
Lecz wtem dało się słyszeć
Jakby dźwięki muzyki
Niepomne przybyły na pomoc Języki.
Melodia Alduina dźwięczy
I tej krainie pieśnią się odwdzięczy.
I tak oto Języki
Gniew boski stłumiły,
Głos podarowały,
W nowy wiek wprowadziły.
Fałszował tak strasznie, że ledwie powstrzymałam się, by po prostu nie opuścić karczmy. O bogowie! Moje biedne uszy. Przybliżyłam się do baru, gdzie było nieco ciszej. Piękna Redgardka, którą dostrzegłam przed chwilą, przybliżyła sie do mnie kończąc zamiatanie podłogi. Wtedy dostrzegłam bliznę na jej twarzy. Redgardka z blizną - kogoś takiego szukali po całym Skyrim wojownicy Alik'r. Przysłali nawet swego posłańca do Jorrvaskr z ofertą zapłaty za informację o niej. Ciekawe, o co chodzi w tej sprawie.
- Kto to? - spytałam najbliżej stojącego Norda, ruchem głowy wskazując mu Redgardkę.
- Ta ślicznotka? Pracuje tutaj - odpowiedział mężczyzna. - Chyba nazywa się Saadia.
Dyskretnie podążyłam za Redgardką do kuchni. Podeszłam do niej, całkiem blisko. Blizna na jej twarzy miała postać dwóch szarpnięć, zadanych zapewne jakimś małym ostrzem.
- Wiesz, że wojownicy Alik'r szukają pewnej redgardzkiej kobiety? - spytałam, zanim pierwsza zdążyła się odezwać.
- Na pewno? O nie! - w oczach Redgardki pojawiło się przerażenie. - Znaleźli mnie! Pomóż mi! Proszę, chodź ze mną. Musimy porozmawiać na osobności.
- Niby czemu? Co ukrywasz? - spytałam nieufnie.
- Szybko, chodź ze mną - Saadia wybiegła z kuchni.
Poszłam za nią na piętro. Poprowadziła mnie do swojej izdebki. Kiedy znalazłyśmy się same za zamkniętymi drzwiami, Saadia niespodziewanie wyjęła nóż spod fartucha.
- Więc współpracujesz z nimi? Sądzisz, że mnie pokonasz? Tylko mnie tknij, a stracisz palce - zawołała, patrząc na mnie groźnie.
- Nie współpracuję z wojownikami Alik'r - odpowiedziałam, spokojnie opierając się o ścianę.
Fakt, że wydawało jej się, iż może mnie pokonać uzbrojona jedynie w nóż kuchenny, nieco mnie rozbawił.
- Ja rozpłatam cię na dwoje - zagroziła, rozbawiając mnie jeszcze bardziej. - Więc Alik'rowie wiedzą gdzie jestem? Co ci zaoferowali? Złoto? Ilu ich przyjdzie? Mów!
- Odłóż to, zanim zrobisz sobie krzywdę - odezwałam się rozkazująco.
- Przepraszam - Saadia wsunęła nóż za pasek. - Nie rób mi krzywdy. Wiem, że nie jesteś z nimi, ale nie możesz im pomóc. Nie mów im, że tu jestem. Pomożesz mi? Tutaj nie mogę nikomu ufać.
- Może pomogę, a może nie. Czego chcesz?
- Nie jestem tym, za kogo mają mnie mieszkańcy Białej Grani. Moje prawdziwe imię to Iman. Pochodzę ze szlacheckiego rodu Studa z Hammerfell. Ludzie, którzy mnie szukają, Alik'rowie, to zabójcy na usługach Aldmerskiego Dominium. Dostaną złoto za moją krew. Muszę się ich pozbyć, przepędzić, zanim mnie znajdą i zawloką do Hammerfell, gdzie zostanę stracona. 
Gdy tylko usłyszałam, że jest ścigana przez Thalmor, natychmiast postanowiłam ją ratować.
- Jak mam się ich pozbyć? - spytałam.
- To najemnicy. Robią to dla pieniędzy - odpowiedziała. - Dowodzi nimi człowiek zwany Kematu. Pozbądź się go, a reszta się rozpierzchnie. Boję się pokazywać. Mogliby mnie rozpoznać, więc musisz dowiedzieć się, gdzie są.
- Jakieś wskazówki odnośnie tego, gdzie ich szukać?
- Podobno aresztowano jednego z nich, gdy próbował zakraść się do miasta. Jeżeli siedzi w więzieniu, być może uda ci się coś z niego wyciągnąć. Wiem, że proszę cię o coś trudnego, a może nawet niebezpiecznego, ale w tej chwili nie wiem, komu poza tobą mogłabym zaufać.
Było w niej coś, co wzbudzało mój niepokój i nieufność.
- Dlaczego Alki'rowie cię ścigają? - zapytałam, patrząc jej w oczy.
- Nie jestem pewna - Redgardka spuściła wzrok. - Publicznie sprzeciwiłam się Aldmerskiemu Dominium. Podejrzewam, że to dlatego ci ludzie mieli mnie wytropić.
- Dlaczego w takim razie nie poszukasz pomocy u straży?
- Myślisz, że ukrywałabym się, gdybym sądziła, że poradzi z tym sobie straż miejska? - odparła z oburzeniem. - To bezwzględni ludzie. Sprytni i podstępni. Przekupią, kogo się da. Nie mogę ufać nikomu w Białej Grani. Strażników i jarlów można przekupić. Alik'rowie są blisko. Mam mało czasu, więc postanawiam ci zaufać. Przyjdź do mnie, gdy zajmiesz się Alik'rami.
Wyszłam z karczmy, zastanawiając się, gdzie w Białej Grani znajduje się więzienie. Do głowy przyszła mi jedynie Smocza Przystań. Zapytałam strażnika stojącego na warcie o lokalizację lochów, a on powiedział, iż znajdują się w piwnicy. Przemierzyłam więc główna salę pałacu i zeszłam po kamiennych schodach. Po raz pierwszy znalazłam się w lochach Białej Grani. Strzegło ich dwoje strażników.
- Witajcie! Szukam pewnego więźnia - oświadczyłam.
- Lekki pancerz zapewnia swobodę ruchów. Mądry wybór - powiedział jeden ze strażników, mierząc mnie wzrokiem.
Noszę ciężką zbroję, więc uniosłam brew ze zdziwienia, patrząc w milczeniu na strażnika. Na bogów, straż Gromowładnych nie zna się na zbrojach? Zgroza!
- Proszę, byleby szybko. - Strażnik odsunął mi się z drogi.
Gdy go mijałam, odwrócił za mną głowę, śledząc wzrokiem mój ebonowy miecz. Jego towarzysz uczynił to samo. Zauważyłam już wcześniej, że moja broń wprowadza śmiertelników w zachwyt.
Były tu tylko dwie cele. Jedna była pusta, a w drugiej znajdował się więzień. Podeszłam w jego stronę.
- Cholerne smoki mogą na nas spaść w każdej chwili - rzucił jeden ze strażników.
- Ciesz się, że jesteś w mieście, a nie w Rzecznej Puszczy. Ci nieszczęśnicy nawet nie mają muru - zwrócił sie do niego jego towarzysz.
Więzień był Redgardem w skromnym odzieniu. Podszedł do krat i spojrzał na mnie.
- Na co się gapisz? - odburknął.
- Muszę znaleźć Kematu - oświadczyłam. - Gdzie on się ukrywa?
- Życie ci nie miłe?! - wykrzyknął więzień. - Skoro znasz jego imię, to wiesz też, że spotkanie z nim oznaczałoby konfrontację z samą śmiercią. Wygląda jednak na to, że i ty i ja mamy swoje potrzeby. Może zdołamy sobie nawzajem pomóc?
- Czego ci trzeba? - spytałam cicho, przybliżając się do krat.
- Pozwalając się schwytać, splamiłem honor swych braci. Dlatego mnie zostawili. Mój czas pośród Alik'r dobiegł końca. Ale nie mam zamiaru umierać w tym zapomnianym przez bogów miejscu. Jeśli wyjdę z więzienia, rozpocznę nowe życie. Pomóż mi, a powiem ci, co zechcesz.
- Ile wynosi twoja grzywna?
- Sto sztuk złota powinno wystarczyć na zwolnienie mnie z więzienia. Masz tyle, prawda? Lepiej, żeby było cię na to stać, jeśli chcesz poznać te informacje. Daj pieniądze jednemu ze strażników, a powiem ci, co wiem.
- Zgoda.
Podeszłam do strażników i oświadczyłam:
- Chcę zapłacić grzywnę za tego więźnia.
Jeden z mężczyzn wyciągnął ku mnie dłoń. Wysypałam mu na nią sto septimów ze swojej sakiewki.
- Zrobione - odparł strażnik wsypując pieniądze do swojej sakwy. - Przy okazji przekonaj go, żeby nie zbliżał się do miasta.
Znów podeszłam do celi.
- Twoja grzywna została opłacona. Mów, co wiesz - zwróciłam się do byłego wojownika Alik'r.
- No dobrze. Kematu znajduje się na zachód od Białej Grani i na północ od Granitowego Wzgórza. To niepozorna mała jaskinia, zwana Norą Szulera. Chyba zdajesz sobie sprawę, że jeśli postawisz tam stopę, to już nigdy nie wyjdziesz. Zabiją cię. Ale to już twój problem, nie mój.
- Dziękuję za informację - odparłam.
 - Strażnik, moja grzywna została opłacona! Wypuść mnie! - wykrzyknął więzień.
- Wybacz, słuch już nie ten. Co? Mówisz coś? - spytał strażnik drwiąco.
- Mówiłem już, że moja grzywna została zapłacona! Wypuście mnie! - krzyczał więzień.
- Jasne, jasne. O, popatrzcie tylko! Chyba zginęły mi klucze. Raczej nieprędko je znajdę. Nie ruszaj się stąd. W końcu się tym zajmę.
Byłam oburzona zachowaniem strażników. Tak być nie może.
- Macie natychmiast uwolnić tego więźnia, albo oskarżę was o oszustwo i łapówkarstwo - zagroziłam.
- Dobrze, już dobrze. - Strażnik niechętnie otworzył celę.
Opuściłam Smoczą Przystań. Spożyłam obiad w Jorrvaskr, a następnie opuściłam miasto. Strażniczka przy bramie utkwiła wzrok w mym mieczu i powiedziała:  
- No proszę, to się nazywa piękny miecz! Srebrzysty jak księżyc późną nocą.
- Owszem - odparłam z dumą.
Ruszyłam w podróż. Po drodze zdarzyła mi się potyczka z lodowym smokiem. Uciekł, a ja postanowiłam dać mu spokój. Później zgubiłam się i przez omyłkę prawie wróciłam do Białej Grani. Dopiero, kiedy ujrzałam Smoczą Przystań, zdałam sobie sprawę, że powinnam zawrócić. Znowu napotkałam lodowego smoka. Walczyłam z nim za pomocą Ognistego Oddechu i miecza. Wreszcie zabiłam go, przebijając mu głowę moim Lodowym Księżycem. Tradycyjnie wchłonęłam smoczą duszę. Była już noc, gdy po kilku krokach, znów dostrzegam przed sobą smoka. Znów użyłam Ognistego Oddechu i miecza, a także Tornada. Kolejna bestia padła martwa. 
Wreszcie po długiej wędrówce dotarłam do celu. Przed Norą Szulera stał bandyta, strzegący wejścia do jaskini. Z miejsca mnie zaatakował. Zabiłam go błyskawicznie.

23 dzień, Gwiazda Wieczorna:
Po pokonaniu i zabiciu kilkunastu bandytów dostałam się do groty, w której przebywali wojownicy Alik'r. Na mój widok wszyscy dobyli mieczy, poza jednym mężczyzną, stojącym na wzgórzu, który zawołał:
- Alik'r czekaj!
Wojownicy posłuchali i nie zaatakowali mnie. Nie schowali jednak swych mieczy. Stali w gotowości do ataku. Ja zaś podeszłam w ich stronę z obnażonym i zakrwawionym mieczem, wciąż rozedrgana namiętnością zabijania, która się we mnie rozbudziła podczas walki z bandytami. Mężczyzna, stojący na wzgórzu, spojrzał na mnie i szybko zawołał:
- Udało ci się dowieść swej siły. Nie przelewajmy już krwi. Musimy o czymś porozmawiać.
Dotąd był skryty w cieniu. Teraz jednak przystąpił krok naprzód, tak iż oświetliło go światło pochodni. Był Redgardem o atletycznej budowie ciała. Nie miał turbanu na głowie, jak pozostali wojownicy Alik'r. Odznaczał się jednak niecodzienną fryzurą. Na czubku głowy nosił kilka krótkich dredów, a reszta jego głowy była dokładnie wygolona. Stał na skalistym wzniesieniu, podczas gdy pozostali wojownicy znajdowali się niżej, na tej samej wysokości, co ja. Wstrzymałam się z atakiem na nich, ale nie zamierzałam opuścić broni.
- Czy ty jesteś Kematu? - zapytałam Redgarda na wzniesieniu.
- Tak. Nazywam się Kematu - odpowiedział. - Wstrzymaj cios! Wiem, dlaczego tu jesteś i poznałem już twoje umiejętności w boju. Porozmawiajmy, nikt więcej nie musi ginąć. Myślę, że w zaistniałeś sytuacji wszyscy możemy skorzystać. Jeśli opuścisz broń, moi ludzie nie zaatakują.
Przemawiał spokojnym i łagodnym głosem. Po chwili namysłu, schowałam broń do pochwy. Wojownicy Alik'r uczynili to samo.
- Dlaczego ścigasz Saadię? - zapytałam Kematu.
- Sprzedała miasto Aldmerskiemu Dominium - odpowiedział. - Gdyby nie ten nóż w plecy, Taneth poradziłoby sobie w czasie wojny. Inne szlacheckie rody odkryły jej zdradę i musiała salwować się ucieczką. Chcą ją ująć żywcem. W Hammerfell wciąż silny jest opór przeciwko Dominium i wielu chce, by sprawiedliwości stało się zadość.
Ha! Co mam teraz zrobić? Kto mówi prawdę?
- Saadia powiedziała, że jesteście zabójcami na usługach Thalmoru - odrzekłam.
- Zabójcy?! Nic bardziej mylnego. Saadia, jak każe się nazywać, jest y... poszukiwana przez najważniejsze rody Hammerfell za zdradę. Naszym zadaniem jest dopilnować, by odpowiedziała w Hammerfell za swoje zbrodnie. Możesz nam w tym pomóc. W ten sposób nikt więcej nie ucierpi.
- Więc co mam zrobić?
- Ufa ci. Przynajmniej do pewnego stopnia. Nasłała cię na nas i nie ma powodu podejrzewać, że zmienisz zdanie. Przekonaj ją, że jesteśmy na jej tropie i że musi uciekać. Potem doprowadź ją do stajni nieopodal Białej Grani. Będziemy czekać, by ją pojmać. Z chęcią podzielę się częścią nagrody za jej schwytanie w zamian za twoją pomoc w doprowadzeniu jej przed oblicze sprawiedliwości.
Kto jest zdrajcą? Saadia, czy Kematu? Nie miałam pojęcia, co robić dalej, ale wiedziałam, że muszę postępować ostrożnie.
- Dobrze, zrobię to - powiedziałam.
- Będziemy czekać przy stajniach. Dobrze będzie wrócić wreszcie do domu - oświadczył Kematu.
Opuściłam Norę Szulera pełna wątpliwości. Ktoś kłamie, a ktoś mówi prawdę. Ale kto kłamie?
Gdy przybyłam do Białej Grani, od razu udałam się do Jorrvaskr. Zapukałam do pokoju mych braci, a słysząc przyzwolenie weszłam do środka.
- Co wiesz o wojownikach Alik'r? - zwróciłam się do Vilkasa.
- Niewiele. To najemnicy z Hammerfell - odpowiedział mój brat.
- Teoretycznie, mogą służyć Thalmorowi? - zapytałam.
- Teoretycznie będę służyć każdemu, kto im dobrze zapłaci.
A więc mam słowo przeciwko słowu.
- A praktycznie? - spytałam.
- O ile mi wiadomo najczęściej służą szlacheckim rodom z Hammerfell - stwierdził Vilkas.
Powróciłam pamięcią do wypowiedzi Saadi. Jej słowa w przynajmniej jednym punkcie zgadzały się ze słowami Kematu. Alik'rowie mieli sprowadzić ją żywą do Hammerfell, gdzie miała zostać stracona.
- Vilkas, jak myślisz, gdyby Thalmor miał wroga w Hammerfell, który zbiegł do Skyrim, i wysłał w pościg za nim zabójców, to czy kazałby sprowadzać go z powrotem do Hammerfell?
- Wątpię. Hammerfell zawsze stawiało czynny opór Aldmerskiemu Dominium i nie przestaje tego robić. Elfy przeważnie zabijają swoich więźniów w Cesarstwie i na ziemiach należących bezpośrednio do nich.
- No właśnie. Dziękuję ci.
Wyszłam z pokoju mych braci z myślą, że Saadia mnie okłamała. Gdy z nią rozmawiałam, wzbudzała we mnie znacznie mniejsze zaufanie niż Kematu. Poza tym jej wersja była dziwna. Jeśli jest ścigana przez Thalmor, dlaczego nie poprosi o pomoc straż miejską? Przecież teraz władzę w Skyrim sprawują Gromowładni, wrogowie Thalmoru. Nie byłam jednak w zupełności pewna jej winy. Najchętniej nie podejmowałabym decyzji w tej sprawie, lecz za bardzo się już zaangażowałam, by sie teraz wycofać. Musiałam doprowadzić do konfrontacji Saadi z Kematu, aby przekonać się, kto mówi prawdę. Udałam się do karczmy i weszłam na górę, do izby Saadi.
- Jakieś wieści o Alikr'ach? - spytała na mój widok.
Niestety musiałam ją okłamać.
- Nie udało mi się ich pokonać. Idą po ciebie - powiedziałam.
- Co? Teraz? Myślałam, że nie mogą wejść do miasta. - Saadia była wyraźnie przerażona.
- Znają drogę do środka - rzuciłam kolejne kłamstwo. - Musimy cię stąd zabrać.
- Ale dokąd pójdę? Nie mogę ciągle uciekać.
- W stajni czeka na ciebie koń. Dopilnuję, by nic ci się nie stało po drodze do niego.
- Po tym wszystkim znów mam się spakować i odejść? - Saadia spojrzała mi w oczy. - Wierzę ci. Więc uważasz, że to jedyne wyjście? Nie traćmy czasu.
Wyszłyśmy z karczmy. Przekroczyłyśmy bramę miejską i pobiegłyśmy do stajni. Gdy byłyśmy już blisko, zza stajni wyszedł Kematu.
- Co to jest? Co ty robisz? - spytała zaskoczona Saadia.
- Och! Daj spokój! - zawołał Redgard. - Chyba nie roiło ci się, że możesz manipulować wszystkimi w nieskończoność. Kiedyś twoje szczęście musiało cię opuścić.
Zanim zdążyła zareagować, rzucił na nią czar sparaliżowania. Kobieta padła sztywna na ziemię. Zza stajni wyszli pozostali wojownicy Alik'r.
- Zabierzemy teraz naszą drogą przyjaciółkę z powrotem do Hammerfell, gdzie zapłaci za swoją zdradę - oświadczył Kematu.
- Nie stanie się jej krzywda? - spytałam.
- Nie w czasie podróży. Po dotarciu na miejsce nie ja będę decydował o jej losie. A jeśli chodzi o ciebie, to chyba jestem ci winien część nagrody, prawda? Cóż, oto twoja dola. - Redgard rzucił mi pod nogi mieszek z pieniędzmi. - Wydaj ją mądrze. Nie daj się zwieść pięknym twarzyczkom. Stać cię na więcej.
Podniosłam rzucony mi mieszek. Było w nim pięćset septimów. Nie byłam przekonana, czy dobrze zrobiłam. Okłamałam Saadię, a kłamstwo jest niehonorowe. Jedyny pewny fakt jest taki, że wojownicy Alik'r działają zwykle na zlecenie szlacheckich rodów Hammerfell, a przecież powszechnie wiadomo, że Hammerfell jest negatywnie nastawione do Aldmerskiego Dominium. Wyglądało więc na to, że to wojownicy Alik'r mówili prawdę. Dlatego pozwoliłam im zabrać redgardzką uciekinierkę.
- Do następnego razu! - zawołał Kematu, gdy Saadia była już na grzbiecie jego konia. -Dziękuję ci za zaufanie. Nie mogę się doczekać powrotu do ojczyzny.
- Mam nadzieję, że moje zaufanie nie zostanie przez ciebie zawiedzione. Możliwe, że kiedyś jeszcze się spotkamy - oświadczyłam.
- W porządku - odparł Redgard i popędził przed siebie konia.
Pozostali wojownicy Alik'r odjechali za nim na grzbietach swych wierzchowców. Westchnęłam, patrząc, jak znikają mi z oczu. Mam nadzieję, że postąpiłam słusznie.

28 dzień, Gwiazda Wieczorna:
Wieczorem przybyłam do Niebiańskiej Przystani, by porozmawiać z Ostrzami. Przy Ścianie Alduina zastałam Delphine, która na mój widok zawołała podekscytowana:
- Słyszeliśmy wieści z Białej Grani. Wiedzieli, jak opuszczasz miasto drogą powietrzną, na smoku! To trochę... pretensjonalne, nawet jak na ciebie. Ale skoro wciąż żyjesz, to zakładam, że masz dobre wieści.
- Tak. Portal Alduina przeniósł mnie do Sovngardu. Alduin zginął - oświadczyłam.
- Na bogów! Na tak dobre wieści nie liczyłam! - zawołała Delphine w radosnym wzruszeniu. - Kiedy ujrzałam cię tamtego dnia na progu mojej gospody, do głowy mi nie przyszło, że tak to się może skończyć. Moc legend, Sovngard...
Chciał cieszyć się wraz z nią, ale wspomnienie o tym, że Esbern kazał mi zabić Paarthurnaxa, pozostawiło w mojej duszy zbyt duży niesmak, bym mogła darzyć Ostrza taką samą sympatią, jak niegdyś. Chciałam jakoś rozładować kotłujące się we mnie napięcie, więc ostrożnie odezwałam się:
- A co do Parthurnaxa...
- Dokonaj wyboru, Smocze Dziecię - przemówiła Delphine surowo. - Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to jestem przeciwko wam - odparłam z gniewem.
- Oto szerszy kontekst! - zawołała również zagniewana Delphine. - Pomógł Alduinowi w zniewoleniu naszych przodków. Może i ostatecznie go zdradził, ale to jeszcze gorzej o nim świadczy. Nie możemy dać Paarthurnaxowi sposobności, by z kolei zdradził nas.
- Paarthurnax nie jest zdrajcą, ponieważ nie jest zdrajcą ten, kto zdradza zdrajcę - powiedziałam. - Alduin zdradził Akatosha. Paarthurnax początkowo również zbłądził, ale później naprawił swój błąd i jestem pewna, że Akatosh mu wybaczył, bo znam bezkresność jego miłosierdzia. Ja nigdy nie sprzeciwię się woli Akatosha. Dlatego jestem gotowa wybaczyć nawet swym największym wrogom, jeśli tylko będą szczerze żałować swoich grzechów. Właśnie tego nauczył mnie Akatosh.
- Akatosh? Niby jakim sposbem cię tego nauczył? - spytała Delphine kpiąco.
- Wybaczając mi mój grzech - odpowiedziałam, odwracając się na pięcie.
Miałam już opuścić Niebiańską Przystań, gdy podszedł do mnie Esbern.
 - Jest tak jak przepowiedziano - powiedział z radością. - Wiedziałem, że ci się uda! Wierzyłem w ciebie! Lecz mimo to wciąż nie sądziłem, że dożyję tego dnia.
- Dziękuję za pomoc w pokonaniu Alduina - odparłam oschle. - Żegnajcie!
Opuściłam Niebiańską Przystań pełna nienawiści do Bractwa Ostrzy. Żałowałam, że byłam kiedyś członkiem tej organizacji.

29 dzień, Gwiazda Wieczorna:
Rankiem przybyłam do Samotni. Chciałam zobaczyć się z jarl Elisif i przekonać się, czy po zwycięstwie Ulfrika jest w Samotni bezpieczna. Miasto pełne było Gromowładnych. W Błękitnym Pałacu zaczepił mnie jakiś Altmer w niebieskich szatach, pytając:
- Czy ty jesteś tą sławną Astarte z Cyrodiil?
- Tak - odpowiedziałam. - A ciebie jak zwą?
- Melaran - odparł elf.
- Jesteś nadwornym czarodziejem? - spytałam go.
- Nie. Ten zaszczyt przypada Sybilli Stentor. Mądra kobieta trzyma się od niej z daleka i nie wchodzi do podziemi, gdy ona ma zły dzień.
- Co masz na myśli?
- Powiedzmy jedynie, że dla więźnia w Samotni katowski topór nie jest najgorszym z możliwych narzędzi śmierci. No popatrz, mówiłem ci, że lepiej trzymać język za zębami, a sam tu paplam. Wystarczy już.
- Więc czym się tutaj zajmujesz, Melaran?
 - Upewniam się, że Erikur wciąż oddycha.
- Kto to Erikur?
- To wpływowy szlachcic i norski wojwonik zarazem. Nadzoruje lokalne przedsiębiorstwa. Jestem tu, ponieważ pracuję dla niego.
- Przyszłam zobaczyć się z jarl Elisif.
- Droga wolna.
Udałam się do sali tronowej. Jarl Elisif siedziała na swoim tronie. Po jej lewicy siedziała zaś kobieta w blękitnych szatach. Domyśliłam się, że jest to Sybilla Stentor, o której mówił Melaran. Oprócz niej w sali tronowej znajdował się również znany mi już zarządca jarla, Falk Ogniobrody oraz huskarl Elisif, Bolgeir Niedźwiedzi-Pazur.
- Zgłoś się do mnie, jeśli chcesz coś załatwić - odezwał się do mnie Falk Ogniobrody z wyraźną niechęcią.
Stał obok Sybilli, a po prawicy Elisif stał jej huskarl. Pokłoniłam się nisko jarlowi Samotni i powiedziałam:
- Witaj, pani!
- Witaj, Astarte - odpowiedziała Elisif ze smutkiem. - Co cię sprowadza?
- Przybyłam sprawdzić, jak przebiega aktualnie życie w Samotni - odparłam. - Co myślisz, pani, o Ulfriku teraz po jego zwycięstwie?
- Ulfrik chciał zagarnąć tron Najwyższego Króla. Uważał, że należy mu się bardziej niż Torrygowi. Wygląda na to, że Ulfrik dopiął swego. Doprawdy, nie ma sprawiedliwości na świecie - powiedziała Elisif z rzewnym smutkiem, a łzy stanęły w jej oczach.
- Rozumiem pani, że znajdujesz się w trudnym położeniu. Przykro mi. Żałuję, że przyczyniłam się do tego, lecz... tak potoczyły się sprawy.
- Dlaczego to zrobiłaś, Astarte? Dlaczego wsparłaś Ulfrika? - Elisif spojrzała na mnie swoimi zapłakanymi oczami.
- Pani, zrobiłam to, aby wypędzić Thalmor z tej ziemi - odpowiedziałam.
- Dałaś się oszukać Ulfrikowi, jak wielu innych. Cesarstwo podpisało traktat pokojowy z Aldmerskim Dominium, bo nie miało innego wyjścia. Zwycięstwo Gromowładnych nie zaszkodzi Dominium, wręcz przeciwnie. A Thalmor wciąż tu jest, tak jak był wcześniej pod rządami generała Tulliusa.
- Jak to? Czy Ambasada Thalmoru nie została zamknięta?
- Skądże. Ambasada działa tak, jak działała wcześniej. Nic się nie zmieniło.
Ta wiadomość mnie rozczarowała i zdenerwowała. Dlaczego Ulfrik nie rozkazał zniszczyć thalmorskiej ambasady?
- Bez względu na to, jak potoczą się sprawy, ja zawsze będę walczyć z Thalmorem - powiedziałam, prostując się dumnie. - To Thalmor jest mi prawdziwym wrogiem, a nie Cesarstwo.
- Moim wrogiem jest przede wszystkim Ulfrik Gromowładny - odpowiedziała Elisif. - Morderca mojego męża.
- Może cię to pocieszy pani, że twój mąż jest już na dworze Shora w Sovngardzie. W pogoni za Alduinem, przeszłam przez portal między światami i dotarłam do Sovngardu. Spotkałam twego męża.
Oczy Elisif zalśniły.
- Czy jest szczęśliwy? - spytała.
- Martwi się o ciebie, pani. Żałuje, że musiał cię opuścić. Nie potrafię powiedzieć nic więcej. 
- Pozdrawiam cię. - Elisif uśmiechnęła się do mnie przez łzy. - Módl się za Samotnię i mego męża.
- Ja również pozdrawiam cię, pani.
Skłoniłam się jej ponownie i opuściłam salę tronową.
Sybilla Stentor podążyła moim śladem. Zatrzymała mnie w korytarzu i zapytała z gniewem:
- Czego chcesz? Po co tu przybyłaś?
- Chciałam tylko sprawdzić, czy nie jestem tu komuś potrzebna - odpowiedziałam.
- Gdybyśmy czegoś od ciebie potrzebowali, dalibyśmy ci znać - odparła nieprzyjemnym tonem.
- Od jak dawna jesteś nadwornym magiem?
- Byłam na dworze za rządów ojca Torygga, a Torygg mianował mnie na to stanowisko.
- A więc ciebie i Najwyższego Króla Torygga łączyły specjalne więzi?
- Bardzo. Pomagałam go wychować. Jaka byłam dumna, gdy Torygg zasiadł na tronie. - Nagle w oczach Sybilli stanęły łzy. - Był dobrym królem. Dobrym królem...
- Czy byłaś w pobliżu, gdy zginął Najwyższy Król Torygg? - spytałam delikatnie.
- Niestety tak. Cały dwór w tym uczestniczył. Wiele w życiu widziałam, ale to był straszny widok.
- Jak to się stało?
- Ulfrik zjawił się u bram Samotni i poprosił o audiencję. Sądziliśmy, że przybył przekonywać Torryga do ogłoszenia niepodległości. Zanim zorientowaliśmy się, że Ulfrik przybył rzucić Torrygowi wyzwanie było już za późno.
- Dlaczego było za późno?
- Wedle obyczaju Nordów, kiedy wyzwanie zostało rzucone na dworze, Torygg musiał je przyjąć. Gdyby nie podjął wyzwania, Ulfrik miałby podstawy do zwołania nowego mood i wyboru nowego Najwyższego Króla. Torygg znał się trochę na wojaczce, ale tego dnia nie miało to znaczenia. Gdy Ulfrik otworzył usta, gdy uwolnił moc Thu'um... ten Krzyk, ta starożytna, potworna mowa rozerwała Torygga na strzępy.
- To niemożliwe - zaprotestowałam. - Znam wiele Krzyków, lecz żaden z nich nie jest w stanie rozerwać śmiertelnika na strzępy.
- Uważaj na siebie i pamiętaj: Świat jest pełen ludzi, którzy chcą przelać twoją krew - odparła Sybilla z pretensją w głosie i odwróciła się do mnie plecami, po czym wróciła do sali tronowej.  
W drzwiach minęła się z Falkiem Ogniobrodym. Sybilla uraczyła mnie ukrytą groźbą, a czym uraczy mnie zarządca Samotni?
- No proszę, kogo my tu mamy?! - spytał kpiąco, podchodząc do mnie. - Masz jakąś sprawę do załatwienia na dworze? A może przyszłaś tylko po to, by popatrzeć, jak Elisif cierpi przez ciebie?
- Jarl Elisif nie cierpi przeze mnie - powiedziałam.
- Doprawdy? A kto pomógł Ulfrikowi w zdobyciu Samotni?
- Ulfrik jej nie zabił. Po zdobyciu Samotni nie stała jej się żadna krzywda.
- Bo jej śmierć nie przyniosłaby żadnych politycznych korzyści. Pozostawiając Elisif przy życiu, Ulfrik kończy rozdzielenie Cesarstwa i Skyrim. Mając tu wojska Ulfrika, Elisif musi poprzeć jego roszczenia do tytułu Najwyższego Króla. W ten sposób Ulfrik zapewni sobie tron i pozostanie nieskazitelny. Ponad to fakt, że Ulfrik nie zgładził żony zabitego wroga, zostanie odebrany jako akt wielkiej litości. To naprawdę genialne.
Początkowo przemawiał z gniewem, lecz ostatnie zdanie wypowiedział z zachwytem. Falk nienawidził Ulfrika z całego serca, ale mimo to naprawdę zachwycał się jego sprytem i podziwiał jego królewski geniusz.   
- Co stanie się teraz z Elisif, po tym, jak Ulfrik wygrał wojnę? - zapytałam.
- Wedle prawa należał się jej tytuł Najwyższej Królowej Skyrim, lecz teraz Skyrim jest na łasce Ulfrika. Mood zbierze się i wybierze Ulfrika na Najwyższego Króla. Jego wojska są w większości miast, więc mood nie ma dużego wyboru. Możesz do mnie wrócić, jeśli nasunął ci się jakieś pytania. Błękitny Pałac to otwarte forum.
Falk Ogniobrody powrócił do sali tronowej, a ja wyszłam z Błękitnego Pałacu. Przy jego wrotach minęłam się z jakąś kobietą w zbroi.
- O witaj! - zawołała, przystając i uśmiechając się do mnie.
- Witam - odparłam.
- Może potrzebna ci partnerka, hm? - zagadnęła wojowniczka. - Wyobraź to sobie: dwie kobiety, zakurzony trakt, w każdym zajeździe wspaniali mężczyźni i góry złota do zdobycia!
- Wybacz, ale wolę podróżować samotnie.
Wyszłam na główną ulicę. Słońce pięknie świeciło tego dnia. Mimo to było zimno. Udałam się do Niebiańskiej Świątyni. Była to wielka i piękna, kamienna świątynia, w której oddawano cześć wszystkim najważniejszym bogom Tamriel. Chciałam pomówić z nimi, ponieważ czułam ogromny niepokój w głębi swej duszy i nie wiedziałam już, czy słusznie postąpiłam wspierając Ulfrika. W przedsionku powitała mnie blondwłosa Nordka w skromnej szacie kapłanki.
- Nazywam się Freir - powiedziała. - Jestem naczelną kapłanką w Niebiańskiej Świątyni.
- Jestem Astarte z Cyrodiil - odrzekłam.
- To dzięki tobie kapliczka Talosa powróciła do tej świątyni. Dzięki tobie i pozostałym Gromowładnym, którzy zwyciężyli Cesarski Legion. - Freir spojrzała na mnie z zachwytem. - Niech cię Dziewiątka błogosławi! W czym mogę pomóc?
- Przyszłam oddać część bogom - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Widzę, że coś cię trapi. - Na twarzy kapłanki pojawiło się współczucie. - Możesz usiąść, albo pomodlić się w kaplicach. Cenimy każdą formę oddawania czci.
Weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się kaplice Wielkiej Dziewiątki. Pod sufitem grały przywieszone do niego dzwoneczki. W tej sali modlitewnej, prócz mnie, znajdował się jedynie mężczyzna w kapłańskich szatach.
- Jestem najwyższym kapłanem dziewięciu bogów - powiedział, patrząc na mnie. - Witam. Zachęcamy do wielbienia dziewięciu bóstw. Nie krępuj się.
Podeszłam do pierwszej kapliczki. Przedstawiała ona róg obfitości, którego płynna zawartość wylewała się do płaskiej misy na trzech nóżkach. Uklękłam przed nią i powiedziałam:
- Bądź pozdrowiony Stendarze, Boże Litości!
Następnie podeszłam do kapliczki znajdującej się obok. Miała kształt ośmioramiennej plecionej gwiazdy z kulą w środku. Przed nią również uklękłam.
- Bądź pozdrowiony Arkayu, Boże Cyklu Narodzin i Śmierci!
Następnie podeszłam do kapliczki o kształcie kowadła.
- Bądź pozdrowiony Zenitharze, Boże Pracy i Handlu! - powiedziałam, klękając.
Kolejna kapliczka przypominała ptaka widzianego z góry z wielkim niebieskim kamieniem na grzbiecie. Uklękłam i przemówiłam:
- Bądź pozdrowiona Kynareth, Bogini Przestworzy!
Wreszcie uklękłam przed dobrze znaną mi kapliczką o kształcie kwiatu lotosu i wyrzekłam słowa:
- Błogosławiona bądź Dibello, Bogini Piękna!
Następna kapliczka była tą najważniejszą. Przedstawiała smoka połykającego obosieczny miecz. Padłam na kolana i z uwielbieniem zawołałam:
- Pozdrawiam cię, Najświętszy Akatoshu, Smoczy Boże Czasu, któryś jest Miłością! Niechaj mi się stanie wedle twej woli!
Podeszłam do kolejnej kapliczki i uklękłam przed nią. Miała kształt piramidy.
- Pozdrowiony bądź Julianosie, Boże Mądrości i Logiki!
Następna kapliczka miała kształt równoramiennego krzyża na okrągłej tarczy z ludzką twarzą pośrodku. Uklękłam przed nią i powiedziałam z uwielbieniem:
- Pozdrowiona bądź Maro, Bogini Miłości, moja najdroższa matko!
Ostatnia kapliczka wyglądała, jak topór.
- Pozdrowiony bądź Talosie! - wyrzekłam, klękając.
Ciężar spadł mi z serca. Talos łaskawie uciszył me troski i wyrzuty sumienia. Modląc się w Niebiańskiej Świątyni poczułam spokój w głębi swej duszy.

30 dzień, Gwiazdy Wieczornej:
Po południu przybyłam do Wichrowego Tronu. Musiałam porozmawiać z Ulfrikiem. Chciałam zrozumieć, dlaczego Ambasada Thalmoru wciąż funkcjonuje w Skyrim.
- Witaj, Astarte! - powitał mnie wartownik, strzegący wejścia do Pałacu Królów. - To tobie udało się zgładzić wiedźmy z Glenmoril?
- A tak. To było już dość dawno temu - odparłam, po czym wkroczyłam do sali tronowej.
(Strażnik obejrzał się za mną, albo za moim mieczem).
Ulfrika zastałam w sali obrad, w której zwykle znajdowała się mapa Skyrim, w towarzystwie Thongvora i Skalda. Rozmawiali za zamkniętymi drzwiami i natychmiast umilkli, gdy je otworzyłam.
- Witaj, panie! - odezwałam się oficjalnym tonem, z racji obecności pozostałych jarlów, którym również się skłoniłam.
- Tak? - Ulfrik spojrzał na mnie pytająco. - Byle szybko, bo jestem zajęty.
- Muszę porozmawiać z tobą, panie, na osobności.
- Wybacz, ale teraz nie mam czasu - odparł Ulfrik nieco oschłym tonem.
- Czy wojna nie została już zakończona? - spytałam.
- Na jakiś czas zapanuje pokój, w trakcie którego musimy odbudować Skyrim takim, jakim było. Silnym, samowystarczalnym pępkiem ludzkości - odpowiedział Ulfrik dobitnie, prostując się dumnie. - Ponieważ pozbycie się Cesarstwa, to dopiero połowa sukcesu, Altmerowie znów zapragnął władzy nad światem. Musimy się przygotować do walki z nimi. Albowiem będzie to Skyrim, które poprowadzi Tamriel w tych mrocznych czasach, kiedy los świata zostanie przesądzony.
Obydwoje, on i ja, uśmiechnęliśmy się w podobny sposób. Marzyłam o nadejściu dni pełnych krwi i chwały. Ulfrik miał wielkie plany. Prawie tak wielkie, jak ja.
- Wybacz, że przeszkodziłam ci, panie. Jeśli będę ci do czegoś potrzebna, wezwij mnie.
- Idź z bogami! - odparł Ulfrik.
W tym momencie do sali obrad wszedł Jorleif.
- Panie, w Szarej Dzielnicy wciąż panuje niepokój - oświadczył.
- Przeklęte Mroczne Elfy - odezwał się Ulfrik rozdrażnionym głosem. - Nie możesz im powiedzieć, że mam na głowie ważniejsze sprawy. Jak na przykład całe Skyrim!
- Nie wydają się sprzyjać naszej sprawie, panie - odrzekł zarządca z przekąsem.
- Daj znać, jeśli dowiesz się czegoś konkretniejszego - Ulfrik machnął ręką i napisał coś na pergaminie, który przekazał Thongvorowi.
- Oczywiście, panie - Jorleif wyszedł z komnaty.
Ja również wyszłam. Jarlowie przybyli do Wichrowego Tronu najwyraźniej bardzo na to liczyli. Zachowanie Ulfrika było dla mnie rozczarowujące i bolesne. Dunmerom żyje się źle, lecz jego to najwyraźniej nie obchodzi. Sama już nie wiedziałam, co mam myśleć.
Było późno, więc udałam się do domu. Calder czekał już na mnie z kolacją w jadalni.
- Chwała ci, tanie! - Jak zwykle skłonił mi się na powitanie.
- Witaj, Calder - przywiałam się i zasiadłam przy stole.
Zjadłam kolację i weszłam na górę. Umyłam się, ubrałam koszulę nocną i położyłam do swojego łóżka, przykrywając się pościelą wyszywaną dziesiątkami szlachetnych kamieni. Długo jednak nie mogłam zasnąć. Myślałam o Ulfriku. Jaki on w końcu jest? Powinnam go kochać, czy nienawidzić? Właściwie to nic dziwnego, że darzy elfy negatywnymi uczuciami. Przecież był torturowany właśnie przez elfy. Ale dlaczego nie zniszczył Ambasady Thalmoru? Przecież ta podła zdzira, która nadzorowała jego tortury, jest właśnie tam. Dlaczego jej po prostu nie zabił? To takie niesprawiedliwe, że ona wciąż żyje! Ale właściwie... tę niesprawiedliwość można łatwo naprawić. Wstałam z łóżka i udałam się do mojej zbrojowni. Widok mieczy poprawił mi nastrój. Miałam tu wszystkie moje skarby: Miecz Niebiańskiej Kuźni, Stalowy Miecz Strachu, Krasnoludzki Miecz Spopielenia, Elfi Miecz oraz Elfi Miecz Pijawki, a także Wuuthrad, topór tana Białej Grani i topór tana Wschodniej Marchii, szklany łuk i szklany sztylet oraz Kostur Burzy i Kostur Smoczego Kapłana. Mój ukochany Lodowy Księżyc, znajdował się teraz w moje sypialni wraz z płytową zbroją. W zbrojowni zaś stały trzy manekiny, z których dwa przebrane były za Thalmorczyków. Jeden miał na sobie kompletną lekką elfią zbroję, a drugi oryginalne szaty thalmorskiego agenta. Na trzecim manekinie zaś znajdowała się moja zbroja oficera Gromowładnych.  
Tej nocy postanawiam zabić Elenwen. Poczułam spokój, gdy wiedziałam już, co zrobię następnego dnia. Wróciłam do łóżka i wkrótce zasnęłam.

31 dzień, Gwiazda Wieczorna:
Spałam bardzo krótko. Wstałam, gdy jeszcze trwała noc. Musiałam pomścić Ulfrika. Nadszedł na to już najwyższy czas. Jak co dzień, wypiłam eliksir odporności na mróz. Ubrałam tunikę, nałożyłam na nią płytową zbroję i zawiesiłam na szyi Amulet Mary. Następnie weszłam do zbrojowni. Postanawiam zabić Elenwen Elfim Mieczem Pijawki. Trzymałam go w jednej z gablot, na honorowym miejscu. Otworzyłam gablotę i wyciągnęłam miecz. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach. Odwróciłam się i ku memu zdziwieniu ujrzałam Esberna.
- Co tu robisz? - zapytałam zaskoczona.
- Wpuścił mnie twój ochroniarz - odpowiedział starzec. - Obawiam się, że Delphine ma rację. O przepraszam! - zawołał z ironią i pogardą. - Doszło do nawróceń, czy czegoś takiego. Ale podobnie, jak późniejsze czyny Paarthurnaxa, nie są w stanie odkupić jego win. Jego czyny nie pozwalają nam ignorować naszej powinności. Mam nadzieję, że wkrótce wrócisz z wieściami, że sprawiedliwość się w końcu dokonała. Gdy Paarthurnax padnie trupem na podobieństwo Alduina, twój rozdział w historii ostatecznie dobiegnie końca.
- Co ty, do cholery, robisz w moim domu?! - wykrzyknęłam wściekła. - Nigdy nie zabiję Paarthurnaxa!
- Musisz mówić głośniej. Jestem trochę przygłuchy.
- Wynoś się z mojego domu!
Na górę wszedł Calder.
- Czy mam pomóc twemu gościowi opuścić twój dom, pani? - zapytał mój huskarl.
- Nie trzeba. Właśnie wychodziłem - odparł Esbern i zszedł na dół.
Calder udał się za nim. Kiedy Esbern opuścił Hjerim, wrócił na górę.
- Nie życzę sobie, by ten człowiek pojawiał się w moim domu. Na przyszłość masz nie wpuszczać tu nikogo bez mojej wyraźnej zgody - rozkazałam surowo.
- Dobrze, mój tanie - odparł Calder. - Wybacz, że wpuściłem tutaj tego człowieka. Sądziłem, że jest twym przyjacielem.
- Nie jest!
- Nigdy więcej nie otworzę drzwi twego domu przed nikim bez twego przyzwolenia, mój tanie.
- Dziękuję. Możesz odejść.
Calder zszedł na dół. Po chwili dołączyłam do niego i wspólnie zjedliśmy śniadanie. Najście Esberna wytrąciło mnie z równowagi, ale po śniadaniu odzyskałam jasność myślenia. Zabrałam z sobą Elfi Miecz Pijawki i Wuuthrad. Wsiadłam na grzbiet mego karego ogiera i pogalopowałam na zachód. Zamierzałam zabić wszystkie elfy, obecne w Ambasadzie Thalmoru.
Na miejsce przybyłam wczesnym wieczorem. Stanęłam przed drzwiami w murze. Rzuciłam zaklęcie "pęknięcia zasuwy", lecz nic to nie dało. Tak, jak się spodziewałam, drzwi obłożono magiczną barierą. Na szczęście byłam arcymagiem Akademii Zimowej Twierdzy i umiałam przełamywać magiczne bariery. Zamknęłam oczy, wzięłam kilka głębokich wdechów i mocno skupiłam się na energii zamka. Pomału uniosłam obie ręce w górę. Otworzyłam oczy i ujrzałam zielne światło bijące z mich dłoni. Czułam, że wszystkie mięśnie mi drżą. Moje dłonie zrobiły się ogromnie ciężkie, ale nie opuszczałam ich. Zaczęła boleć mnie głowa. Zignorowałam to i skupiłam się jeszcze mocniej, po czym gwałtownie opuściłam ręce w dół. Zamek rozpadł się z trzaskiem. Poczułam, że cieńka strużka spływa mi z nosa do ust. Otarłam ją i zorientowałam się, że to krew. Jeszcze nigdy nie zdarzył mi się krwotok przy rzucaniu zaklęć. Najważniejsze było jednak to, że zaklęcie było skuteczne. Weszłam do środka. Ujrzałam thalmorskiego czarodzieja. Dopiero, gdy podeszłam bliżej, zorientowałam się, że jest kobietą.
- Streszczaj się. Chcesz czegoś ode mnie? - spytała czarodziejka.
- Chcę cię zabić - oświadczyłam i bez ostrzeżenia uderzyłam ją Wuuthradem, który dotąd nosiłam na plecach.
Cios powalił elfkę na ziemię i zadał jej rozległe obrażenia. Niestety nie zabił jej. Elfka cisnęła we mnie ognistą kulę. Ugodziła mnie w pierś rozgrzewając moją zbroję tak, że mnie poparzyła.
- Ty psie! - wycharczała czarodziejka.
Wokół niej zebrała się już obfita kałuża krwi. Uniosła dłoń, by się uzdrowić, lecz zanim zdołała to uczynić, zarąbałam ją toporem. Gdy rozłupywałam jej ciało na kawałki, zaatakował mnie tahlmorski żołnierz.
- Spłoniesz żywcem! - zawołał, ciskając we mnie ognistą kulę.
Osłoniłam się przed nią Wuuthradem. Następnie zablokowałam cios miecza mojego przeciwnika i rozłupałam mu czaszkę. Weszłam do koszar. Przebywali tu thalmorscy żołnierze: kilkoro kobiet i mężczyzn. Zarąbałam ich wszystkich. Upewniłam się, że nikogo więcej nie ma w budynku, po czym wyszłam z powrotem na dziedziniec. Hełm spadł mi z głowy podczas walki. Rozwiane włosy miałam mokre od krwi. Lepiły mi się do zakrwawionej twarzy wraz z kawałkami tkanek, pochodzących z porąbanych ciał Thalmorczyków. Ściągnęłam płytowe rękawice z dłoni i otarłam krew z czoła, która wpływała mi do oczu. Czułam w ustach jej metaliczny smak. Lubię smak krwi.
Podeszłam do drzwi wiodących do głównego budynku ambasady. Otworzyłam drzwi tym samym potężnym zaklęciem, co poprzednie. Tym razem omal nie zemdlałam. Musiałam zostawić Wuuthrad na śniegu, bo był zbyt ciężki. Byłam bardzo zmęczona, ale myśl o zemście dodawała mi energii. Weszłam do głównego budynku. Od progu dostrzegłam Elenwen i jeszcze jakiegoś mężczyznę i jakąś kobietę. Nie chciałam zabijać służby.
- Fus Ro Dah! - wykrzyknęłam, patrząc na Elenwen.
Potęga mego Krzyku rzuciła ją na przeciwległą ścianę. Uderzyła o nią z taką siłą, że straciła przytomność.
Obecna w pomieszczeniu kobieta krzyknęła z przerażeniem, a mężczyzna padł przede mną na kolana. Rozpoznałam go. Był to Rozelan, człowiek, który pomógł mi włamać się do Ambasady.
- Nie jestem ci nic winien, prawda? - zapytał z przerażeniem.
- Nie, idź do kuchni - rozkazałam.
Rozelan posłusznie podniósł się z podłogi i natychmiast wbiegł do kuchni.
Służąca wciąż krzyczała. Była elfką, chyba Altmerką. Jej histeria była irytująca. Podeszłam do niej i mocno szarpnęłam ja za ramię.
- Zamknij się! - krzyknęłam.
Tym razem przerażenie ją sparaliżowało. Nareszcie się uciszyła. Wepchnęłam ją do kuchni, w której skrył się już Rozelan i zablokowałam drzwi.
- Bogowie! Co ty robisz? - krzyczał Rozelan, usiłując dostać się do pomieszczenia, w którym zostałam sam na sam z Elenwen.
Służąca znów zaczęła wrzeszczeć. Nie przejmowałam się. Nikt nie mógł ich usłyszeć, a oni sami również nie mogli mi przeszkodzić. Przeszukałam nieprzytomną Elenwen. Znalazłam przy niej elfi sztylet, który natychmiast zatknęłam za własny pas. Postanowiłam, że zatrzymam go dla siebie, jako trofeum na pamiątkę jej śmierci. Poszłam do sąsiedniego pokoju i zerwałam sznur przymocowany do firan. Związałam nim Elenwen i czekałam aż odzyska przytomność. Chciałam, aby cierpiała przed śmiercią. Po tym, co zrobiła Ulfrikowi, zasługiwała, aby cierpieć.
Elenwen obudziła się szybko. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Astarte z Cyrodiil? Mogłam cię zabić, kiedy byłaś tu poprzednim razem - powiedziała.
- Za błędy trzeba płacić - odparłam. - Powiem ci, co się teraz stanie. Za chwilę odpowiesz mi na kilka pytań i zginiesz z mojej ręki.
Elenwen roześmiała się szyderczo.
- Naprawdę sądzisz, że możesz mnie do czegoś zmusić? - spytała drwiąco.
- Tak, czy inaczej, mogę cię zranić i zabić. I zrobię to - stwierdziłam stanowczo. - Ale najpierw dowiesz się, dlaczego.
- Umieram z ciekawości.
- Zostaniesz ukarana za torturowanie Ulfrika Gromowładnego przed trzydziestu laty - oświadczyłam lodowatym tonem.
- No proszę! Więc to on ciebie przysłał? Ten tchórz oczywiście boi się stanąć przede mną osobiście.
- Ulfrik nie wie, że tu jestem - zaprotestowałam. - To ja chcę twojej śmierci.
- Oczywiście, on nie śmiałby podnieść na mnie ręki - powiedziała Elenwen szyderczo. - Zawsze był posłusznym niewolnikiem, moim osobistym psem na długim łańcuchu.
Poraziłam ją magiczna energią tak, że jęknęła z bólu.
 - Zapłacisz mi za wszystko, ty zdziro! - wykrzyknęłam wściekła i szarpnęłam ją za włosy. - Masz mi powiedzieć, do czego go zmusiliście.
- Ależ do niczego - odparła swoim przesłodzonym głosem. - On sam po pewnym czasie uznał, że lepiej jest nas wspierać. Przyznaję, że jest moim najlepszym agentem.
- Łżesz!
- Uwierzyłaś w jego słodkie kłamstwa? Naprawdę wierzysz, że teraz po zdobyciu Skyrim, Ulfrik wypowie wojnę Aldmerskiemu Dominium? - Elenwen zaśmiała się. - Gdy tylko zostanie królem, odda nam Skyrim na srebrnej tacy. Przyznaję, potrafi kłamać, jak mało kto. Od lat manipuluje Nordami i ciebie również udało mu się zmanipulować. Cóż, dobrze go wytresowałam.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo - powiedziałam.
- Twoja strata. Po wojnie Ulfrik oczyścił dla nas Pogranicze z wrogo nastawionych do nas Rengatów oraz Nordów, którzy również chcieli stawić nam opór. Teraz zaś osłabił dla nas Cesarstwo. Wkrótce cała Tamriel będzie należeć do Aldmerskiego Dominium.
- Po moim trupie!
- To się da załatwić. Jesteś taka naiwna.
- Ja jestem naiwna? Wyrżnęłam w pień całą twoją ambasadę, a wcześniej ukradłam twoje tajne dokumenty. I tak się składa, że poprzednim razem sama mnie tu wpuściłaś. Wiem, że torturowałaś Ulfrika. Jeśli cokolwiek zrobił dla was, to tylko dlatego, że go zmusiliście.
- Nie myśl, że Ulfrik ci podziękuję za to, co tu zrobiłaś. Zrozum kretynko, że ten pies nie potrafi już żyć bez moich rozkazów. 
Kolejny raz poraziłam Elenwen magiczną energią.
- Mam nadzieję, że boli - wycedziłam przez zaciśnięte z gniewu zęby.
- Jego bolało bardziej - odpowiedziała z sadystycznym błyskiem w oku.
- Zapłacisz mi za to, co mu zrobiłaś. Zabiję cię za to, co zrobiłaś mojemu...
- Dokończ - wycedziła Elenwen. - Twojemu królowi? Nie, na to jesteś zbyt dumna. A może twojemu mężczyźnie?
Nie odpowiedziałam. Elenwen roześmiała się. Odsunęłam się od niej na krok.
 - Chyba go nie doceniłam - stwierdziła Altmerka kpiąco. - Kto by pomyślał, że Ulfrik Gromowładny zaciągnie Smocze Dziecię do swego łoża? Ale jeśli myślisz, że to o tobie śni nocami, to się mylisz. Podczas wojny zajęłam się nim tak dobrze, że założę się, iż nawet teraz, po trzydziestu latach, śni o mnie co noc.
- Milcz! - wykrzyknęłam, zaciskając palce na rękojeści miecza.
- Brakuje mi zabaw z nim - odrzekła Altmerka sarkastycznie. - Uwielbiałam jego jęki.
- Zamknij się! - wykrzyknęłam, czując, że robi mi się słabo. 
- Skomlał, jak pies u moich stóp, kiedy porażałam go magiczną energią, i płakał, jak małe dziecko, kiedy przypalałam najdelikatniejsze fragmenty jego ciała.
Nie mogłam znieść jej słów. W furii uderzyłam ją mieczem. Krzyknęła. Nie potrafiłam się już zatrzymać. Po drugim ciosie przestała wydawać jakiekolwiek dźwięki, lecz ja wciąż uderzałam ją mieczem. Wyładowywałam swoją wściekłość i rozpacz na jej martwym już ciele, aż wreszcie opadłam z sił. Wypuściłam miecz z dłoni. Wyczerpana położyłam się na ziemi, obok zmasakrowanego ciała Elenwen i rozpłakałam się.
Kiedy trochę się uspokoiłam, wypuściłam elfią służącą i Rozelana z kuchni. Nakazałam im zapomnieć o wszystkim, co tu widzieli i odejść. Kidy uciekli z ambasady, wsiadłam na mego konia i odjechałam, jak najdalej stamtąd.

1 dzień, Gwiazda Poranna, 202 rok, 4 era:
Wieczorem zebrałam się na odwagę i udałam się do Pałacu Królów. Musiałam szczerze porozmawiać z Ulfrikiem. Nie zastałam go w sali tronowej. Podeszłam do Jorleifa i zapytałam:
- Gdzie jest Ulfrik?
- W pokoju obrad, ale prosił, żeby mu nie przeszkadzać - odpowiedział zarządca.
- Dzięki.
Otworzyłam drzwi do sąsiedniego pokoju i weszłam do środka. Ulfrik rozmawiał z Galmarem.
- Musimy porozmawiać - oświadczyłam.
- Jestem zajęty - odpowiedział Ulfrrik.
- To ważne. - Nie poddawałam się.
- Niedobitki Cesarskich zdziesiątkowały wczoraj oddział Galmara. Nic nie jest teraz ważniejsze od powstrzymania ich przed kolejnymi atakami.
- Masakra w Ambasadzie Thalmoru również nie jest ważniejsza?
- Słucham? - Na twarzy Ulfrika pojawiło się zdziwienie.
- O czym ty mówisz, kobieto? - Galmar był najwyraźniej jeszcze bardziej zaskoczony moimi słowami.
- Zabiłam Elenwen. Twoim mieczem - powiedziałam, patrząc Ulfrikowi w oczy, po czym wyciągnęłam Elfi Miecz Pijawki z pochwy, chwyciłam go w obie dłonie i podałam mu - Porozmawiasz ze mną?
- Chodźmy do mojej komnaty - odparł, nie przyjmując podawanej mu broni, a następnie zwrócił się do swego przyjaciela. - Galmarze, porozmawiamy później.
- Jak sobie życzysz - odpowiedział Nord.
Schowałam miecz do pochwy i podążyłam za Ulfrikiem. Przeszliśmy wąski korytarz w milczeniu. Wreszcie znaleźliśmy się w jego komnacie. Ulfrik zamknął za nami drzwi. Podszedł do biurka i nalał sobie wina do kielicha. Wypił łyk, odstawił kielich i odwrócił się. Dopiero teraz spojrzał na mnie.
 - Zabiłam Elenwen - powtórzyłam, spoglądając w podłogę.
- Jak to się stało? - zapytał chłodnym głosem.
- Włamałam się do Ambasady i zabiłam wszystkich Thalmorczyków, jakich tam zastałam, ale to Elenwen była moim głównym celem - odpowiedziałam spokojnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - ton głosu Ulfrika sugerował jasno, że usilnie, lecz z marnym skutkiem, stara się zrozumieć sens moich działań.
- Thalmorczycy nie zasługują, żeby żyć. Myślałam, że jesteśmy w tej kwestii jednomyślni - spojrzałam na Ulfrika z lekkim wyrzutem. - Dlaczego ty jej nie zabiłeś? Dlaczego nie zniszczyłeś Ambasady?
- To oznaczałoby wypowiedzenie wojny Aldmerskiemu Dominium! - w jego głosie zawrzał gniew.
- Oczywiście, to oznaczałoby wypowiedzenie wojny, którą jeszcze niedawno wszystkim obiecywałeś! - ja również przemówiłam z gniewem.
- Nie jesteśmy teraz na to gotowi. Skyrim jest wciąż osłabione wojną z Cesarstwem i inwazją smoków, dlatego nie może teraz rzucić Thalmorowi wyzwania. Przyznaję, że marzyłem o śmierci naczelnej łowczyni wyznawców Talosa, ponieważ sam fakt, że oddychała powietrzem Skyrim, był dla mnie upokarzający, ale nie mogłem podnieść na nią ręki. Jeśli Thalmorczycy uznają, że Elenwen zginęła z mojego rozkazu...
- To ja ją zabiłam - przerwałam mu, a wypowiedziane przeze mnie słowa napełniły mnie nieziemskim wręcz spokojem.
- Jesteś moim oficerem! - zagrzmiał Ulfrik z wściekłością. - Przedstawiłem cię oficjalnie, jako wykonawczynię mojej woli, a ty zmasakrowałaś thalmorską ambasadę. Jak mogłaś zrobić coś tak nierozważnego?! Nawet sobie nie wyobrażasz , jak bardzo zaszkodziłaś Skyrim! Na Talosa! Dlaczego ty to zrobiłaś?
Spojrzałam mu w oczy i poczułam, że mam ochotę się rozpłakać. Patrzyłam na niego i pragnęłam z całego serca wyznać mu wszystko, co do niego czuję, ale nie znajdowałam odpowiednich słów.
- To dla ciebie - szepnęłam.
- Słucham? - zapytał zdziwiony.
- Zabiłam ją specjalnie dla ciebie, ponieważ... wiem, co ona ci zrobiła.
Kielich wypadł Ulfrikowi z ręki. Głośno uderzył o podłogę, tworząc na niej rozległą kałużę czerwonego wina. Brzdęk kielicha zdawał się być echem moich słów "wiem, co ona ci zrobiła". Nastała głucha cisza. Trwała krótko, ale była niewyobrażalnie wręcz straszna. Miałam wrażenie, że moje słowa coś zniszczyły, odkryły coś, co miało pozostać zakryte. Ulfrik zamilkł z kamienną twarzą, po czym ignorując rozlane wino, podniósł kielich z podłogi i postawił go na biurku, jakby nic się nie stało.
- Nie. Nie wiesz - powiedział zmienionym głosem, nie patrząc na mnie.
- Masz rację, nie wiem - przyznałam. - Mógłbyś mi o tym powiedzieć.
- Nie, Astarte. O tym nie będę z tobą rozmawiał - odparł tym razem zupełnie już spokojnym i naturalnym tonem, znów nalewając wina do swego kielicha.
- Oczywiście. Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro - rzekłam delikatnie, lecz głos szybko zaczął mi drżeć, gdy mówiłam dalej. - Cokolwiek się wydarzyło, gdy byłeś w thalmorskiej niewoli... tak strasznie mi przykro. Wcale się nie dziwię, że czułeś się upokorzony tym, że ta zdzira oddycha takim samym powietrzem, co ty, i dlatego musiałam ją zabić. Powiedziałam jej, że to wszystko dla ciebie. Wiedziała, dlaczego umiera, za co ponosi karę. Zadałam jej przed śmiercią ból... chciałam, żeby choć przez krótką chwilę cierpiała jak ty, ale... dałam się ponieść emocjom. Mówiła o tobie tak okropne rzeczy, że musiałam ją uciszyć natychmiast. Zabiłam ją dla ciebie, Ulfriku. Pomściłam cię.
Ulfrik odwrócił się i spojrzał na mnie. Nareszcie nadszedł odpowiedni moment. Właśnie teraz pojawiła się ta chwila, w której powinnam powiedzieć mu, dlaczego go wspieram. Pragnęłam mu to powiedzieć z całego serca. Pragnęłam wreszcie spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: "Kocham cię". I nagle poczułam, że nie potrafię. Poczułam, że te dwa słowa po prostu nie przejdą mi przez gardło. Miałam odwagę przekroczyć Wrota Otchłani, rzucić się na wrogą armię w nierównej walce i zmierzyć się z Pożeraczem Światów, ale zabrakło mi odwagi, by wyznać miłość Ulfrikowi Gromowładnemu. Zresztą nie miałam pewności, czy to jest prawdziwa miłość. Niczego nie byłam już pewna.
- Zabicie Elenwen było błędem, ale doceniam to, że chciałaś mi pomóc - Ulfrik odezwał się tonem dobitnym i oficjalnym. - Nie mów nikomu, że zginęła z twojej ręki, ani tym bardziej, dlaczego zginęła. I zapomnij o wszystkim, co mówiła. A teraz proszę cię, byś opuściła moją komnatę.
- Muszę cię jeszcze o coś zapytać. Wybacz mi, ale po prostu muszę - powiedziałam z determinacją.
- Pytaj - cicho westchnął.
- Czy ty... - wstrzymałam oddech i spojrzałam mu w oczy. - Czy byłeś agentem Thalmoru?
Najpierw nastąpiła straszna cisza, a zaraz potem jeszcze straszniejszy wybuch jego wściekłości.
- Jak śmiesz?! - zawołał, drżąc z gniewu.
- Odpowiedz szczerze! - zawołałam z naciskiem.
- Cokolwiek powiedziała ci ta... dziwka Thalmoru, to wierutne kłamstwo! Nigdy nie współpracowałem z Thalmorem. Nigdy! - krzyczał, patrząc wprost na mnie.
- Chciałabym ci wierzyć, ale nie mogę - poczułam, że kręci mi się w głowie, a całe moje ciało drży. - Sądzę, że kłamiesz, Ulfriku. Kłamiesz, patrząc mi w oczy.
- Wynoś się! Natychmiast zejdź mi z oczu!
Ręce trzęsły mi się już tak bardzo, że nie mogłam tego ukryć. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Jeśli pozwolisz, to za kilka dni opuszczę Skyrim i wrócę do Cyrodiil.
- Pozwalam. Najlepiej będzie, jeśli już nigdy więcej nie pojawisz się w Skyrim - te słowa ugodziły mnie, niczym nóż.
- Czy to oficjalna banicja? - spytałam.
- Nie. Oficjalnie zwalniam cię ze służby na twoją własną prośbę. Pod warunkiem, oczywiście, że odejdziesz bez słowa.
- Tak będzie. Żegnaj, Ulfriku - odwróciłam sie na pięcie.
- Żegnaj, Astarte.
Podeszłam do drzwi z bezsensowną resztką nadziei, że mnie zatrzyma w ostatniej chwili, że wyzna mi prawdę i powie, że wiele dla niego znaczę. Czysty idiotyzm. On przecież postanowił się mnie pozbyć, bo nie jestem mu już do niczego potrzebna. Nagle poczułam gniew, ale wcale nie do Ulfrika, tylko do siebie. 
- Powiem ci jeszcze jedno - odwróciłam się gwałtownie. - Czuję, że muszę ci to powiedzieć, choć teraz i tak tego nie zrozumiesz, ale może kiedyś będę jeszcze miała okazję ci to wytłumaczyć.
- Dość już powiedziałaś.
- Nie, powiem ci jeszcze jedno: Cesarstwo nie upadło przez ciebie, tylko przeze mnie.
Znów nastała cisza. Pewnie na twarzy Ulfrika pojawiło się zdziwienie, ale ja nie dostrzegłam tego, ponieważ na niego nie patrzyłam. Nie mogłam już na niego patrzeć.
- Żegnaj! - zawołałam i wybiegłam z jego komnaty, nim zdążył się odezwać.
Szybkim krokiem opuściłam Pałac Królów i udałam się do swojego domu. Zamknęłam się w sypialni, rzuciłam na łóżko i rozpłakałam się. Ulfrik Gromowładny złamał mi serce.

2 dzień, Gwiazda Poranna, 202 rok, 4 era:
Skoro świt spakowałam do plecaka białą tunikę, kilka kosmetyków i moje święte amulety, ubrałam płytową zbroję i biały płaszcz, przypięłam mój ebonowy miecz do swego boku i pożegnałam się z Calderem. Powiedziałam mu, że wyjeżdżam do Cyrodiil, nie wiem, kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę i że pod moją nieobecność może mieszkać w moim domu, ale ma nigdy nikogo nie wpuszczać do mojej sypialni. Tajne akta Ulfrika ukryłam pod deską w podłodze, znajdującą się pod moim łóżkiem. Uznałam, że najbezpieczniej będzie zostawić je w Wichrowym Tronie, a nie wywozić ich ze Skyrim. Zabrałam wszystkie pieniądze, jakie miałam i wyruszyłam do Akademii Zimowej Twierdzy. Nie zabawiłam tam długo. Ogłosiłam, że wracam do Cyrodiil. Poleciłam Tolfdirowi pełnić wszystkie obowiązki arcymaga, a w szególności nakazałam mu strzec Laski Magnusa. Następnie pogalopowałam do Białej Grani. Nocą przybyłam do Jorrvaskr. Moje rodzeństwo nie było zadowolone z moich planów.
- Musimy porozmawiać - oświadczyła Alea, wchodząc do mojego pokoju, gdy szykowałam się już do snu.
- Rozmawiałyśmy już - powiedziałam.
- Astarte, nie możesz wracać do Cyrodiil. Jesteś teraz wrogiem Cesarstwa. Zabiją cię.
- Mam wielu wrogów, Aelo. Równie dobrze mogą mnie zabić tutaj.
- Ale tu masz przyjaciół. Masz nas.
- To prawda, ale nie mogę tu zostać.
- Dlaczego? Nie rozumiem cię. Jesteś naszym heroldem, arcymagiem Akademii w Zimowej Twierdzy, oficerem Ulfrika Gromowładnego i największym obecnie żyjącym bohaterem Skyrim. Zdobyłaś tutaj wielkie uznanie, a wyjeżdzasz do jaskini lwa.
- Cyrodiil to nie jest jaskinia lwa. To mój dom. Chcę po prostu wrócić do domu.
- Teraz tu jest twój dom. Czego ci tu brakuje?
- Niczego - powiedziałam, uśmiechając się smutno.
- Więc?
- Siostrzyczko, ja muszę opuścić Skyrim.
- To bezsensu. Tutaj jesteś ulubienicą przyszłego króla, a w Cyrodiil...
- Nie rozumiesz. Muszę opuścić Skyrim właśnie przez Ulfrika.
- Słucham?
Nagle zdałam sobie sprawę, że powiedziałam za dużo. Bardzo chciałam zwierzyć się komuś ze swoich trosk. Nie mogłam jednak powiedzieć nikomu o thalmorskich aktach dotyczących Ulfrika i moich podejrzeniach z nimi związanych. W końcu, na swoje nieszczęście, ślubowałam mu wierność i czy mi się to podobało, czy nie, musiałam dochować mu wierności.
- Muszę opuścić Skyrim, ponieważ... zakochałam się w nim - wyznałam.
- W kim?
- W Ulfriku - odparłam. - Zakochałam się w nim bez wzajemności. Chcę wrócić do Cyrodiil i o nim zapomnieć, rozumiesz?
Aela usiadła na łóżku obok mnie.
- Tak, rozumiem - powiedziała. - Ale... zaskoczyłaś mnie. Nie wiedziałam, że go kochasz.
- Powiem ci coś szczerze. Tak naprawdę wsparłam Gromowładnych właśnie z powodu moich uczuć do Ulfrika. Straciłam dla niego głowę, jak ostatnia idiotka! Wykorzystał mnie.
Aela chwyciła mnie za rękę.
- Będzie dobrze - wyszeptała. - On nie zasługuje na ciebie.
Oparłam głowe o jej ramię. Na szczęście świat nie kończył się na Ulfriku.

3 dzień, Gwiazda Wieczorna, 202 rok, 4 era:
W południe spakowałam zapasy żywności, pożegnałam się z Towarzyszami i wyruszyłam w drogę. Aela, Vilkas i Farkas odprowadzili mnie do stajni. Nie dosiadłam jednak mego konia. Postanowiłam dostać się do Cyrodiil w znacznie bezpieczniejszy i szybszy sposób, niż konno. Podarowałam cesarskiego ogiera mojemu rodzeństwu. Później Farkas i Aela uściskali mnie na pożegnanie, a Vilkas uścisnął mi rękę i nakazał mi wrócić do Skyrim w jednym kawałku. Życzyłam im wszystkiego dobrego i odeszłam. Ruszyłam traktem do Rzecznej Puszczy. Po jakiś dwóch godzinach byłam na miejscu. Wstąpiłam do oberży i tak jak się tego spodziewałam, zastałam tam Ralofa. Pił miód przy jednym ze stolików. Na szczęście nie był pijany.
- Przyszłam się pożegnać - oświadczyłam, stając przed nim.
- Wyjeżdżasz? - zapytał Ralof zdziwiony.
- Wracam do Cyrodiil - odparłam.
- Teraz? To niebezpieczne.
- Cyrodiil to mój dom. Muszę tam wrócić.
- Opuszczasz Skyrim z powodu Ulfrika, prawda?
- Wybacz, ale to nie twoja sprawa - odpowiedziałam najuprzejmiej, jak potrafiłam.
- Oczywiście. Będę za tobą tęsknić - powiedział Ralof smutno.
- Żegnaj, przyjacielu!
- Żegnaj, Astarte!
Wyszłam z oberży i udałam się nad Białą Rzekę. Podążałam jej nurtem, gdy usłyszałam Ralofa. Wołał mnie po imieniu i biegł za mną. Zatrzymałam się.
- Zaczekaj! Jeśli ci o to nie zapytam, to do końca życia będę tego żałował - powiedział, podchodząc do mnie.
- O co chcesz mnie zapytać? - spytałam zdziwiona.
Ralof chwycił mnie za dłonie i patrząc mi w oczy powiedział:
- Astarte, jesteś najwspanialszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. Czy zgodzisz się stać ze mną na wszystkich frontach świata?
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Czy ja dobrze rozumiem, o co mu chodzi? Ralof nachylił się, by mnie pocałować, co rozwiało resztkę moich wątpliwości, co do jego intencji. Wyrwałam się z jego uścisku.
-Przykro mi, ale odpowiedź brzmi: nie - powiedziałam.
- Dlaczego? - spytał wyraźnie zawiedziony.
- Jesteś moim przyjacielem. Tylko przyjacielem.
- Oczywiście. Smocze Dzieci kochają królów, a nie prostych żołnierzy - powiedział z goryczą. - Kochają królów nawet wtedy, gdy nie mogą liczyć na wzajemność.
- To nie tak - zaprotestowałam. - Niczego nie rozumiesz.
- Nieważne. Żegnaj, Astarte! - Ralof odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wrócił do wioski.
Oddaliłam się jeszcze kilka kroków od zabudowań. Stanęłam na polanie i zawołałam głośno:
- Od-ah-viing!
Karmazynowy smok wylądował przede mną po kilku minutach.
- Odahviingu, proszę cię o przysługę. Czy mógłbyś zawieść mnie do Cyrodiil?
- Jestem na twe rozkazy, pani - odparł smok, rozprostowując skrzydła.
Wskoczyłam na jego grzbiet, a on oderwał się od ziemi. Po chwili przemierzaliśmy już nieboskłon. Z każdym uderzeniem smoczych skrzydeł, byłam coraz dalej od Skyrim i Ulfrika. Coraz dalej od jego głosu, jego słów i jego kłamstw.   

3 komentarze:

  1. Piękne dla każdego wielbiciela Skyrim. Jestem pełen uznania.
    Czy można się z Tobą jakoś skontaktować? Chętnie podyskutowałbym o Twojej powieści i o grze, Zwłaszcza, że moje wybory w tej grze zupełnie nie pokrywały się z Twoimi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszę się, że Ci się podoba. Zainteresowanych zapraszam do czytania kontynuacji przygód Astarte, które publikuje na forum GameWalk: http://www.forum.gamewalk.pl/viewtopic.php?f=138&t=19045
      Za pośrednictwem forum można się ze mną łatwo skontaktować.

      Usuń
  2. nie wiem co powiedzieć ale dech zapieram, trzymaj tak dalej,życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń